* Epizod Jukatański *
I ujrzałem wielkie dinozaury kapitału, tyranozaury korporacji,
megalodony reklamy, gigantyczne kałamarnice strategiczne struktur
kapitałowego oddychania cywilizacji, walczące na oślep, bezmyślnie
o akurat koniunkturę. A mózgi malutkie, dupska tłuste, a paszcze
wolnorynkowej zachłanności potężne, takie do przegryzania najgrubszych
kości konkurencji.
I tak przez porównanie... zacząłem obawiać się, czy to aby
nie coś podobnego do sytuacji z epoki tuż przed epizodem
Jukatańskim. Bo przecież On może zarządzać też i kamieniami
przelatującymi w kosmosie.
I niczym Dawid do wszystkich tych Goliatów wyrzuci z procy orbitalnej
któryś okruch, w gniewie i z troski o duchowe dobro swych dzieci.
Wyrzuci prosto w stronę kompletnie zaskoczonej wielkiej, a głupiej
cywilizacji.
I to stąd me wołanie:
o poprawę ludzkości,
o życie na orbicie,
o chrześcijański socjalizm kapitalistyczny,
o poczucie humoru,
i o wolne datki...
Chociaż z drugiej strony, trudno powiedzieć, czy coś jakby nowy epizod
Jukatański nie wyszedłby ludzkości na dobre. A może już za kilkaset
milionów lat ludzkość byłaby jak znalazł: niezłośliwa, uczciwa, wierna,
sprawiedliwa, dobrze wychowana, powszechnie wykształcona...
Hm... biznes is biznes.