* Homorobotyzacja *
(future fiction)
W XXII w. po wielu eksperymentach nad opłacalnością nowoczesnej
technologii rynek doszedł do wniosku, że roboty powstałe z przeróbki
żywych ludzi na programowalne mechanizmy, są najtańszym, najszybszym,
najłatwiejszym i najskuteczniejszym rozwiązaniem problemu siły roboczej
na świecie.
Wystarczyło tylko wetknąć w mózg superchipa i kilka miesięcy treningu
w klinikach przetwórczych, a robot był gotowy do sprzedaży.
Tak oto wysoka technologia zaprowadziła ludzkość do nowych egipskich
ciemności, w których zarządzanie materiałem zasobów ludzkich nie wymagało
już siły ducha i rozumu, a tylko klikania w menu pełnego opcji do wyboru.
I nie jeden koń uśmiał się złośliwie, i nie jeden piesek domowy zawył
jak wilk, z żalu, rozpaczy i konsternacji, choć był terierem, pudlem
czy ratlerkiem.
Ludzkość znalazła się w dwuznacznej sytuacji.
Początkowo stare kwoki i dewoty wymachiwały moherowymi beretami
przeciwko homorobotyzacji. Ale mechanizmy wolnorynkowe uwięziły głos
oburzenia w gardłach i jak za komuny, jednomyślnie nie było sprzeciwu.
Powstała nawet specjalna ideologia wychwalająca zalety homorobotyzacji,
z wizją przyszłości najopłacalniejszej na czele.
Dowodzono, że już Einstein tajnie popierał homorobotyzację,
że Jezus jest głupi... itd, itp.
Cóż, homoroboty wymyślały tego typu ideologie z łatwością.
Wystarczyło tylko z grubsza zaprojektować o co ma chodzić
i komu to ma się opłacać.
Trochę to wszystko mieszało w głowach, ale specjalne pastylki relaksacyjne
zmieniały temat na łatwiejszy i przyjemniejszy, więc wielu miało wrażenie,
że są cool, okeyos, wporzo i do przodu...
A homorobotyzacja dzięki kreatywnej pracy mediów, polityków i reklamy,
miesiąca na miesiąc stawała się oczywistością i normą...